Minął długi czas, lato, jesień i dopiero teraz wyjeżdżamy, udało mi się go przetrzymać tutaj długo. Szczerze już się tutaj przyzwyczaiłam, Paryż to jest miasto miłości, szczerej i prawdziwej. Wspominam jeszcze chwile z James'em z lata. To były piękne chwile, teraz muszę opuścić to miasto. Na święta jedziemy do New York'u. Pamiętam rok temu święta w Londynie, było cudownie, teraz też będzie! Musi być!
- Kochanie, pośpiesz się!
- Nie - powiedziałam
- Czemu?
- Bo tak
- Ale?
- Bo tak...
- Coś nie tak?
- Nie będę na twoje rozkazy
- Mam Cię niekiedy dosyć, wiesz?
- To mam pomysł ja pojadę do New York'u a ty sobie pojedź nawet do Chin, może być?
- Oczywiście że tak!
- Okej, z nami koniec dla mnie to idealnie - wyszłam z domu, poszłam jeszcze przejść się po Paryżu chociaż że nie miałam nic ciepłego na sobie, było tam strasznie zimno, cóż po prostu zachoruję. Jestem wolna mogę czuć się swobodnie, jutro polecę do New York'u. Nie przejmuję się tym że go zraniłam, jeśli tak jest. Miałam już dosyć tego związku i jego twarzy która codziennie się na mnie patrzyła i mówiła kocham cię...
*JAMES*
Po tych słowach zastanawiam się czy faktycznie nie byłem wielkim debilem, codziennie ją raniłem. Ale chwila... STOP! Nie pozwolę sobą pomiatać. Może nie była mnie warta... Po chwili weszdłem do jej pokoju, żeby ostatni raz spojrzeć na jej zdjęcia. Na łóżku leżała kartka cała zapisana. Wziąłem ją do ręki i zacząłem czytać.
"Nie wiem czemu to dla Ciebie takie ważne, dzisiaj odchodzę. Jest dużo możliwości na nowe życie, i nie martw się o to. Kocham Cię i będę. Rozmawiałam dzisiaj z twoim ojcem, jest z Ciebie dumny, tak jak ja... ~Nadia"Nie rozumiałem tego listu,ale natychmiast wybiegłem jej szukać, nie mogę jej stracić nie tutaj... Nigdy!
Szybko wybiegłem z hotelu szukając dziewczyny, bezbronnej i tylko mojej. Nie wybaczę sobie tego nigdy jak coś jej się stanie. Dostałem nagle sms'a od Nadi, w którym pisało żebyśmy się spotkali już o 14 na lostnisku. Ale to znaczy że już musiała się spakować. Szybkim krokiem wróciłem do hotelu, sprawdziłem jej pokój, nic tam nie było. Czyli czekała na chwile aż przeczytam ten list, kiedy wybiegnę jej szukać...
O godzinie 13 byłem już w taksówce z nadzieją że napewno chciała. Godzina 13:30 już byłem na lostnisku, podeszłem do dziewczyny w rozpuszczonych włosach, poklepałem w lewe ramię. Gdy się odwróciła zauważyłem ten błysk w lewym oku, powiedziałem przepraszam.
- Nie przepraszaj mnie bo ten związek nie ma sensu, przecież cały czas się obwiniamy, jak by to był film! Żyjmy XXI w.
- Ale...
- Nie mów mi żadnej kwestii jak wyciągniętej z scenariusza, koniec z użalaniem się nad sobą! Zacznijmy żyć normalnie...
- Okey
- O to chodziło... Dziękuję że przyszłeś, zależy mi na tobie a bilety już mam więc chodźmy.
- Kocham Cię - pocałowełem ją w policzek i poszliśmy na samolot.
Kiedy chciałem ją chwycić za dłoń, zauważyłem że ma ją w bandażach, a już chcieliśmy wejść na pokład samolotu. Szybko odsunąłem się od wejścia a Nadie pociągnąłem za sobą. Spytałem co się stało z ręką
- Nic mi nie jest, możemy lecieć
- Nadia mów, to że to Paryż to nie znaczy że to nic poważnego.
Odwinęła swoją dłoń z bandaży, po środku dłoni miała ranę jakby ktoś poszarpał jej dłoń pazurami...
____________________________________
Piosenka toważysząca : KLIK
2 kom - następny rozdział
Szczerze ? Bardzo spodobał mi się ten rozdział,zapowiada się naprawdę ciekawie :) Na 100 procent będę czytać. http://nataicudi.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :) Oczywiście zajrzę na twojego bloga i też może się skuszę na dalsze czytanie :)
Usuń